Andrzej Rozenek w wywiadzie dla Gazety Wyborczej dokonuje rozrachunku z Twoim Ruchem. Z postulatem większej przejrzystości partyjnych finansów trudno się nie zgodzić: to są pieniądze publiczne, które muszą być rozliczane równie rzetelnie, co wydatki samorządów i agend rządowych. Parę tez postawionych w wywiadzie prosi się jednak o polemikę – albo przynajmniej o odświeżenie pamięci
„Gdybyśmy w listopadzie 2011 r. przyjęli kurs na partię liberalną dzisiaj mielibyśmy kilkanaście procent” mówi Rozenek. I ma rację. Tyle tylko, że to on stał za katastrofalnym w skutkach pomysłem, by z Ruchu Palikota, który powstał wokół stricte liberalnych emocji, zrobić partię lewicową. „Liberalizm” źle się jednak podobno kojarzył większości wyborców i był skazany na wegetację w kilku-kilkunastoprocentowej niszy. Lewica wygrywała zaś w przeszłości wybory, w roku 2001 z rekordowym wynikiem 41%. Jeżeli udałoby się dobić osłabiony wynikiem sejmowych wyborów SLD, przekonywał Rozenek, Ruch stałby się jedyną siłą na lewo od PO, a w perspektywie – główną partią opozycyjną.
Pierwsza próba polegała na przeciągnięciu do nowej partii oszołomionych porażką posłów Sojuszu. Do Ruchu przeszło jednak tylko dwóch – Sławomir Kopyciński i Witold Klepacz. Braki ilościowe próbowano nadrobić natężeniem lewicowości. Stąd wziął się Piotr Ikonowicz w Sali Kongresowej i hasło o budowie państwowych fabryk. W tym samym jednak czasie (maj 2012) głosowano podwyższenie wieku emerytalnego. SLD był przeciw, Ruch za, sympatie wyborców się odwróciły.
Drugie podejście było najbardziej czytelne dla postronnych obserwatorów. Koalicja Europa Plus miała uwiarygodnić Ruch autorytetem i powagą Aleksandra Kwaśniewskiego, byłemu prezydentowi dać satysfakcję pokonania Leszka Millera, a kolegom Rozenka ze Stowarzyszenia Ordynacka – miejsca w Parlamencie Europejskim. Skończyło się fatalnie dla wszystkich.
Trzecia rozgrywka dokonała się podczas wyborów samorządowych i przygotowań do kampanii prezydenckiej. Tym razem nie chodziło już o pokonanie SLD, lecz o wystawienie wspólnej kandydatury na prezydenta. Wokół niej miała się zrodzić zjednoczona lewica, zorganizowana w dominującej mierze przez środowisko Ordynackiej, na tym etapie dobrze reprezentowane już nie tylko w Sojuszu, lecz i w Ruchu. Wbrew temu, co uważali niektórzy publicyści, nie byłaby to powtórka z kampanii Andrzeja Olechowskiego w roku 2001: kandydat(ka) na prezydenta nie miał(a) szans na rzeczywiste przywództwo. Był to też moment, w którym Janusz Palikot stracił cierpliwość do konkurowania o prymat na lewicy – być może za późno, ale zdecydował się na powrót do własnych liberalnych instynktów. Niedługo później Twój Ruch opuścili kolejno Robert Kwiatkowski, Marek Siwiec i wreszcie sam Rozenek.
Paradoksalnie, gdyby przez te trzy lata więcej uwagi poświęcono na budowę własnej tożsamości, Ruch miał szansę zepchnąć SLD ze sceny bez podkradania posłów i koalicji z politycznymi emerytami. Liberalne i lewicowe pomysły członków partii dało się bowiem połączyć w spójną całość, odpowiadającą na realne problemy Polaków. Rzecz została w ciągu paru miesięcy przedyskutowana na kilkunastu konwencjach wojewódzkich, a w marcu 2014 uchwalona przez Radę Polityczną. Program zawierał m.in. realistyczny plan naprawy służby zdrowia. Kiedy jednak pojawiła się możliwość podzielenia się nim z opinią publiczną, Andrzej Rozenek odpowiadający wówczas za politykę informacyjną partii wolał szafować banałami w stylu „zdrowie jest ważniejsze od pieniędzy”.
Być może jednak jest to jedyny rodzaj przekazu politycznego, na który stać byłego rzecznika Ruchu? Świadczyłoby o tym jego wyobrażenie o liberalizmie – do którego zgłasza w wywiadzie akces – jako doktrynie sprowadzającej się do obniżania podatków. Kojarzy ją z „wczesnym Korwinem-Mikke” i pomija milczeniem fakt, że podatki są konieczne do istnienia państwa, a tylko sprawne państwo jest w stanie stworzyć warunki do funkcjonowania wolnego rynku (przestrzegane prawo) i podstawy dla rozwoju gospodarczego (edukacja i infrastruktura). O tym, że zagrożeniem dla wolnorynkowej wymiany (i ludzkiej wolności w ogóle) częściej bywają prywatni monopoliści niż władze publiczne też najwyraźniej nie pomyślał.
Czytając ten wywiad mam wrażenie, że w ogóle niewiele myśli.